Re: Zielarz WIELKI!!!
Wysłane przez:
Sensible (---.204.73.82.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl)
Data: 22 wrz 2012 - 18:17:39
Pan, o którym piszesz, nazywa się Krzysztof Janicki. Po raz pierwszy pojechałam do jego gabinetu jako nastolatka - przyjmował wtedy w Gorzycach na Śląsku. Chorowałam już na łuszczycę, ale pojechałam z inną dolegliwością. Bardzo mi pomógł, więc zdecydowałam się również na leczenie łuszczycy. Usłyszałam od niego, że nie gwarantuje mi sukcesu, bo moja choroba była bardzo zaawansowana - od urodzenia miałam kilka plamek, z wiekiem coraz więcej, mój tata i kilka osób w rodzinie również choruje. Ale leczenie zaczęłam. Picie ziół i smarowanie się było najmniejszym problemem. Łuszczyca jest chorobą psychosomatyczną, "pomaga" jej stres. Od Pana Janickiego usłyszałam, że mam bardzo autodestrukcyjne podejście do siebie i to jest główny powód jego obaw, co do powodzenia leczenia. Chodziło mu o to, że będę miała nawroty, jeśli nie zmienię podejścia do życia i siebie. Rzeczywiście, to były czasy, kiedy potrafiłam się przejmować tym, że ktoś spojrzał na mnie z kwaśną miną. Obarczałam siebie za wiele niepowodzeń, miałam bardzo słabą psychikę. Terapia Pana Janickiego to była na tamtym etapie psychoterapia. Koszmarnie dla mnie ciężka, bo "włażąca w duszę". Bywało, że kiedy przyjechałam do niego, od progu słyszałam, że spieprzyłam to, co naprawił. Taki tekst nie pomagał we wzmocnieniu psychiki, przynajmniej nie wtedy, ale teraz jestem mu za to bardzo wdzięczna. Dodam, że wtedy w ramach wizyt nie brał ode mnie pieniędzy, bo nie był pewny tego, że się uda. Kiedy uporałam sie z psychiką, odblokowało się ciało. Cały stres wyszedł ze mnie na skórę. Nie przesadzę, ale wtedy miałam zajęte chorobą około 95% ciała. Ale byłam juz inną osobą, bo patrząc na siebie w lustrze nie płakałam, tylko wiedziałam, że to jest stan przejściowy, który minie. I tak było.
Moje leczenie u Pana Janickiego nie zakończyło się całkowitym wyleczeniem łuszczycy. Jakieś małe plamki mam, ale absolutnie kontroluję ten stan. Największy sukces tych wizyt to jednak zmiana mojego myślenia. Mam teraz tak piekielnie mocną psychikę, że mam wrażenie, że nic nie jest w stanie mnie złamać. Przeszłam 4 lata temu koszmarnie ciężką operację usuwania guza a 2 lata temu zatrucie ciążowe, które ledwo przeżyłam. Za jednym i drugim razem tak mocno wbiłam sobie do głowy, że będzie dobrze, że nie dopuszczałam do siebie nawet cienia wątpliwości, co do finału. Choć wiem, że chyba tylko ja wierzyłam, że po usunięciu guza i porodzie będzie ze mną dobrze. Kiedyś, gdybym trafiła na osobę toksyczną, zatruwającą mi życie, najprawdopodobniej wzięłabym sznur i poszła się powiesić. Teraz wzięłabym ten sznur po to, żeby powiesić na nim tego, kto mnie krzywdzi. Pan Janicki zrobił dla mnie tak nieprawdopodobnie wiele, że żadne podziękowanie nie wystarczy. Mam nadzieję, że pożyje jeszcze wiele lat i pomoże ludziom takim, ja ja, nie tylko z chorym ciałem, ale i z chorą duszą;-)