Witajcie...Zaczne od tego,ze ciesze sie,iz istnieje taka strona..mam na imie MAGDA,mam 22 lata,choruje na ta chorobe(jeszcze rok temu napisalabym "na ta paskudna zaraze"
od 13 lat...w sumie mozna powiedziec,ze mialam przewalone "dziecinstwo",w tym wieku nie wiedzialam w sumie co to takiego lecz szybko uzyskalam swiadomosc ktora sprawila,ze sie zalamalam....hmm,mysle,ze wiekszosc tak zareagowala...od razu wyladowalam w szpitalu na miesiac czasu,bylo to dla mnie koszmarem,oczywiscie chrobe moja spowodowal stres,ktory mam do dnia dzisiejszego lecz bez porownania(czy mozna przezyc zycie bez stresu?
)oczywiscie szpital nic nie pomgl,mozna powiedziec,ze zaszkodzil,a mascie i takie tam swinstwa to totalna bzdura(takie jest moje zdanie)...lata mijaly a choroba sie zadomowila, nie umialam sie z tym pogodzic,bylam w depresji,wymowienie nazwy tej choroby powodowal u mnie placz a raczej histerie...wstydzilam sie o tym komukolwiek mowic,jak wiekszosc z was balam sie,ze potraktuja mnie jak jakas gorsza...wiecie jacy sa ludzie...tak wiec teraz swobodnie wymawiam ta nazwe,stala sie czescia mnie, nie powiem,ze czasami mam lzy w oczach,mam je...ale zaakceptowalam ja,zyje z nia, a ona na sile uparla sie aby zyc ze mna
...mialam rozne metody leczenia, tak byl pelny program,od STERYDOW poprzez przerozne masci..nie pomagalo...nastepnie akupunktura,powiem szczerze rewelacja,droga inwestycja,pomaga,ale UWAGA; bez nadmiaru,u mnie niestety przesadzono co spopowowalo nawrot(lekarce brakowalo pieniedzy na nowa bryke i mnie naciagala)..wiadomo zero alkoholu,hmmm,slodyczy
i takich tam...niestety pale a podobno to szkodzi,ale coz, nie mozna od razu z wszystkiego rezygnowac...balam sie bardzo,iz nie bede mogla ulozyc sobie rodzinnego zycia..bylo to ciezkie kochac kogos innego nie kochajac siebie, wiec musialam walczyc sama ze soba...zaakceptowalam sie i sama nadeszla milosc mego zycia...w tej chwili jestem szczesliwa mezatka, mam wspanialego meza ktory zaakceptowal mnie taka jaka jestem, wspiera mnie w chwilach slabosci(bo przeciez takie nastepuja)..teraz moja choroba ma dwoch wlascicieli
na teraz musi radzic sobie z nami
czywiscie lecze sie dalej,teraz mam od dwch tygodni naswietlania,widac poprawe....wierze w to,ze bedzie lepiej,bo przeciez gorzej byc nie moze...APEL DO WSZYSTKICH;KTORZY NIE UMIEJA Z TYM ZYC....mamy nogi, mamy rece,mamy zdrowy umysl,mamy kazdy dzien,ktory mozna wspaniale przezyc,mamy mozliwosc zycia,coz mozna wiecej chciec....nie myslmy o chorobie, myslmy o samych sobie,jacy jestesmy wspaniali,bo kazdy z nas taki jest,to co,ze nie moge pokazac nog w spodniczce,moge pokazac to jaka jestem kobieta,jakim jestem czlowiekiem...kazdy z nas jest wyjatkowy...NIE SZATA ZDOBI CZLOWIEKA.....powodzenia i pozdrowienia....