Cześć!
Doskosonale wiem o czym mówisz
, bo sama jestem w podobnej sytuacji. Nie choruję ja, ale mój mąż.Łuszczyca pojawiła się w naszym życiu dwa lata temu i nie należy do najłagodniejszych. Oprócz skórnej ma również chore paznokcie i stawy. To przekichane świństwo.Wiedz, że łuszcyca w związku jest chorobą obojga ludzi, z tym ,że my zdrowi mamy po prostu komfort bycia zdrowymi!
Nie wiem czy mozna skalować miłość, ale wydaje mi się, że odkąd zachorował mój mąż kocham go jeszcze bardziej, dojżalej,inaczej. Może wynika to z tego, że bardziej starm się być dla niego wsparciem, wiem, że jestem mu bardzo potrzebna.
Najbardziej w tej chorobie wkurza mnie to ,że zabija w nim radość. Widzę, że tak przygasł...zrobił się po prostu smutny!Odkąd zachorował zaczą chować się do skorupki.Ale kończę wątek bo się wywnętrzam
A propos dyscypliny-W przeciągu dwóch ostatnich lat zgłębiam wiedzę i informacje na temat łuszczycy i jej leczenia z zapałem fanatyka, w nadzieji, że może w końcu usłyszę, dowiem się o możliwośći WYLECZENIA-choć to na dzień dzisiejszy nierealne. Wiem i widzę, że pewne rzeczy mogą szkodzić i należy ich unikać(np. czosnek, ostra papryka etc.) Łuszczycę zaostrza również stres. Alkohol i papierosy też nie pomagają-ale ich odstawienie nie wywoła również cudów. Myślę, że w tym wszystkim trzeba zachować jakiś racjonalizm i instynkt zarazem. Też suszę głowę mojemu mężowi, ale czasem sama wątpię czy to słuszne z mojej strony.
Widzisz, w tym wszystkim najtrudniejsze jest to, że nikt nie wie jak leczyć tę chorobę, stąd mnóstwo sposobów, eksperymentów, diet, kuracji...itd. i to takie błędne koło...stąd trudno mieć pretensje do łuszczyka , że nie obchodzi się z sobą tak jak powinien bo nie ma uniwersalnego sposobu postępowania w tej kwestii.
Powodzenia, ja liczę na jakiś cud, tobie też tego życzę.