Trudny temat.Trudny dlatego, że reakcja ludzi jest czasem bardzo dziwna.My sami, chorzy, czasem bywamy bardzo dziwni, czasem przewrażliwieni, a czasem mamy już dośc wszystkiego, więc jakim cudem inni mają nas akceptować, rozumieć i kochać- sami o sobie tak myślimy.
Mam męza i synka.
Kiedy poznałam Mariusza, miałam 3-letnią remisję.Myślałam, ze choroba poszła w zapomnienie...niestety po około pół roku, od chwili naszego poznania, wróciła.Kochaliśmy się juz jak szaleni
Wytłumaczyłam mu co to jest łuszczyca.On zrozumiał, nie miało to dla niego większego znaczenia, gorzej z jego rodziną...Po jakiś czasie okazało się, ze i mój były chłopak uświadamiał go, z jaką obrzydliwą laską się wiąze...
Jesteśmy razem 11 lat.Od ponad 10 nieprzerwanie mam Ł, na ciele, głowie, stopach, wewnątrz dłoni, paznokciach...Wczoraj smarowałam paznokcie u rąk, ryczałam jak bóbr, z żalu i z bezsilności chyba.Mariusz, jak co wieczór, przyszedł smarować moja głowę.Zobaczył co się dzieje, a rozkleiłam się zupełnie...przutyłił mnie, pocieszał, pogadał.I on i ja wiemy, ze czasem moze być lepiej, ale częściej pewnie gorzej.Wiemy, ze z moją chorobą trzeba sobie jakoś radzić, emocjonalnie również i to jet chyba największy kłopot-wieczny dół...
Rozpisałam się, ale w dwóch zdaniach ciężko napisać coś sensownego.Wszyscy wiemy, ze ludzie bywają rózni, tacy jak mój pierwszy chłopak, ale i tacy jak mój mąż.Są lepsi i gorsi, tylko na przykładzie to lepiej widać.
Chciałabym by moja krótka historia była w pewnym sensie pocieszeniem i nadzieją dla wszystkich samotnych z ł.
Życzę z całego serca byście wszyscy odnależli swoją drugą połowę.
Jako p.s. mogę wam zdradzić moją najskrytszą obawę.Czy bylibyśmy razem, gdybym miała Ł kiedy się poznaliśmy?Tego już się nigdy nie dowiem...