Nigdy nie myslałam o tym jako "Pani Ł". czy jakaś "Ona". Zawsze walczyłam z tym sama, moje kuzynostwo podobnie. Mnie nie zdarzyły się takie smutne historie, jak Wam, dopiero więc otwierają mi się oczy, jak inni ludzie cierpią z "jej" powodu. Jestem a Wami myslami i życzę wielkiej siły.
Mój mąż to wspaniały człowiek: i tu też dopiero otworzyłam oczy na to, jak się wobec mnie zachowuje. Tzn. gdy dowiedział się, co "to" jest, zareagował bez emocji i zmian w dotychczasowym zachowaniu wobec mojej osoby. Mało tego - wkrótce się oświadczył.
Przez te wspólne 6 lat nigdy nie zwrócił najmniejszej uwagi na mój wygląd w "tych" miejscach, czy walających się często w mieszkaniu drobinkach. To siedzi tylko we mnie: głośno narzekam "A to śwństwo!", czy też próbuję doprowadzić do przyzwoitego stanu fryzurę, aby ukryć co nieco czy też zmyć z niej tłuściste wstrętne "lekarstwa", jak to niektórzy lekarze nazywają. A choć mam tak wspaniałą Osobę przy moim boku, to mimo to nadal wstydzę się (choć o tym nie mówię) dotyku w "tych" miejscach, a Jego to nie krępuje ani trochę. Życzę więc wszystkim takich Osób na ich drodze życia.