Pozwole sobie zając głos w sprawie...choruje na łuszczyce 50 lat od 35jestem w związku z człowiekiem zdrowym,mam dwójke dzieci-już dorosłych i też zdrowych.
Dopiero jak zaakceptowałąm stan rzeczy czyli:uswiadomiłam sbie że mam chorobe nieuleczalna dopiero zaczęłąm inaczej podchodzic do zycia,do ludzi.Nadal walczyłam,szukałąm mozliwosci pozbycia sie chociaż na troszke zmian ale niepowodzenia nie powodowały depresji,zniechecenia.
Ciesze sie zyciem,choroba mnie nie zdominowała,mam przyjaciół wokoło całkiem zdrowych,wielu wogóle nie wie że choruje na łuszczyce,pomimo iż jest ona widoczna na moim ciele....ale moze zajmuję ich uwage czyms innym niż moje chore ciało???
Faktycznie spotykamy sie w realu,wspieramy i wzajemnie pomagamy w trudnych chwilach.Posród owej wielkiej grupy sa....UWAGA!!! dwa małżenstwa-osób gdzie jedno i drugie choruje pozostałe setki to ludzie zdrowi mający za druga połówke osobę z łuszczycą.
Użalanie sie nad soba to na prawde najgorsza forma walki,zamykanie sie w domu,stwarzanie sobie samemu "obozów" to do niczego nie prowadzi.Nie jest proste wyjscie do ludzi...wiem bo uczyłam sie tego od dziecka,krok po kroku.
Prawda jest taka że najwiecej mankamentów widzimy u siebie my sami,zapewniam iz ludzie wokoło mają setki,tysiace rozmaitych obrazów koło siebie i nawet nie sa w stanie wszystkich przetworzyc.Zycie mamy jedno,siedzac w domu gorzknieje sie na maksa,żyjąc ułuda na temat wyleczenia traci sie czas ,który sie nie wróci.
Ci co obiecują złote góry omamia i odejdą w przeszłoasc,czasem nawet maja jakąs rodzine ,dom...ale Wam już nie starczy czasu na założenie rodziny.
Każdy ma prawo decydowac o swoim życiu,jak go przezyje,jak zagospodaruje ten dany mu tu czas.Ze swojego doswiadczenia powiem:
NIE ZNAM JEDNEJ JEDYNEJ OSOBY PRZEZ 50LAT SWOJEGO CHOROWANIA ,KTÓRA WYLECZYŁABY SIE Z ŁUSZCZYCY"
wiem jak wyglądają remisje,wiele osób je wypracowuje lub otrzymuje w darze od losu bo i tak bywa,leku na łuszczyce nie ma i jednej recepty też.
Kochani szkoda czasu na wszelkiego rodzaju kłótnie,przekonywania,nie zamierzam wikłac sie w spory bo jak pokazuje wiele tematów...sensu nie ma...cieszmy sie każdym dniem,każda chwilą,dzielmy sie doswiadczeniem i wspierajmy.Próbujmy wszystkich metod i leczenia ,w dążeniu do zdrowia nie zapominajmy jednak o rozsądku i o tych co własnie zerują na takiej naszej desperacji wyleczenia.
Usmiech to podstawa,życzliwosc do ludzi odpłaca tym samym.Kto stwarza koło siebie atmosfere niezadowolenia,negatywnych energii niech nie dziwi sie że jest sam,nie jest ważne czy masz skóre jak alabaster tylko jaką masz twarz,pełna ciepła i usmiechu.
W koncówce tego roku życze wszystkim pogody ducha,wiary w to że za zakretem czeka szczescie,walczcie z chorobą a nie ze sobą.Pozdrawiam serdecznie.