Znam ludzi którzy po 10 latach choroby pozbyli się zmian skórnych. jak tak wolisz,mimo że w tych znanych mi przypadkach minęło 30 kolejnych lat, łuszczyca się nie uaktywniła,więc można w moim odbiorze poradzić sobie z problemem bez ingerencji do wewnątrz organizmu.
Owszem badania ci pokażą konkretny problem, w wątrobie czy nerkach czy czymś innym,nie ma natomiast badania które by ci wskazało że ta sama wątroba nie radzi sobie z usuwaniem toksyn na przykład.
Ludzie którzy z błahych powodów porzucają swoje ukochane zwierzątko,nie mają serca czy sumienia postąpią tak z każdym.
Głupi wyjazd na urlop popycha ludzi do takiego kroku,ale czy można uogólniać??
Tak lata mijają choruje w miarę krótko w porównaniu z innymi,jak pisałam już wcześniej, na początku, podczas leczenia farmakologicznego miałam bardzo ciężkie stany,nierzadko nie mogłam rozprostować dłoni,niestety moja łuszczyca usadawia się w miejscach widocznych jak twarz stopy czy dłonie.
Nigdy nie miałam tak żeby rozpaczać z powodu jednej plamki czy dwóch.
Jednak od 5 lat jak podejmuje próby leczenia się samej, stan skóry uległ znacznej poprawie,nie pamiętam kiedy ostatnio miałam zaatakowane dłonie od wewnątrz,stopy jakieś 5 lat temu tak samo twarz,to co zostało teraz to pryszcz,w dodatku łatwy do zakrycia,o czym mogłam pomarzyć przez pierwsze 5 lat.
Jestem świadoma faktu,że jak się doprowadzało latami organizm do takiego stanu żeby usuwał patologie przez skórę, nie można się spodziewać że da się to naprawić w rok.Organizm musi mieć czas na regeneracje to jedno,dwa szukam sama po omacku co mogę zmienić i jak sobie pomóc,nie mam do pomocy sterty badan itp.
wszystko co robię robię na czuja
No i nie jestem lekarzem nieomylnym który zna wszystko i umie leczyć.
Jako laik w tym kierunku, mam jednak spore sukcesy, które cieszą i dodają wiary że będzie tylko lepiej.W tym dwie remisje uzyskane samodzielnie własnym wysiłkiem.
Nie odrzucam żadnych z możliwych przyczyn choroby,analizuje czy w moim przypadku coś ma miejsce czy nie,nie kieruje się tylko i wyłącznie werdyktem nieuleczalne trza pokochać i nauczyć się z tym żyć.
Według mnie przyjęcie założenia że nie da się nic zrobić, musi być jak jest to samospełniająca się wróżba.
Sprawdzam wiele opcji na sobie i mam nadzieje że zmiany ustąpią i nie powrócą szybko.
Nadzieja umiera ostatnia,bez nadzieja na lepsze jutro jest tylko wegetacja.
Książka każe myśleć, zatrzymać się, zastanowić,rozważyć za i przeciw,nie dając jedynej recepty dla wszystkich.
Pewnie że znajdą się i tacy, co chcieli by wszystko zastosować jak w opisach.
Przywykli do rozpiski od lekarza tego tyle tamtego tyle itp.
A tu trzeba poszukać samodzielnie w dodatku droga.