DOBRA KRZYKNĘ SOBIE.
Piję serwatkę od lipca (6-ty miesiąc się zaczął) i nic nie zaniknęło, ale i nic nie pojawiło się nowego. mam to szczęście, że mi to nawet wchodzi, więc sobie popijam (2xdziennie po 1/2l; serwatka z ekosklepów).
Z jednej strony strach przestać, bo się ł. nie rozrasta, a z drugiej strony po co pić jak nie ma poprawy. Tak jest u mnie.
Teraz łykam selen od miesiąca. Też zero pogorszenia, ale i zero poprawy (podobno na efekty "kuracji" trzeba czekać ok 3 miesięcy), więc grzecznie połykam.
Wydaje mi się, że jedno i drugie działa na początku na chwilkę na zasadzie placebo, a potem .... jest po staremu.
Dlaczego Bożena, założycielka tematu się nie odzywa ????
Albo choroba wróciła, a wtedy przyzwoitość nakazywała by o tym napisać,
albo zapomniała z mężem o chorobie i nie chce do tego wracać, ale wtedy przyzwoitość by nakazywała mimo wszystko się odezwać ze względu na rzesze chorych.
I trzecia możliwość: może się Bożena odzywa tylko mi umknęło.
To tyle.
Ode mnie dodam: nie smaruję się prawie niczym poza wazelinką, popijam serwatkę, łykam selenik i nie jest ani lepiej, ani gorzej niż przy sterydach, a z pewnością zdrowiej się czuję. A ta k.... kiedyś ustąpi. Tak czuję.